Haloooo, tu Wimbledon!
- Łukasz Kowalewski
- 23 cze 2015
- 3 minut(y) czytania
Haloooo, tu Wimbledon! – tym legendarnym zdaniem Bohdan Tomaszewski witał się z miłośnikami białego sportu. Tradycyjnie zatem w drugiej połowie czerwca zasiadamy przed telewizorami, by z uwagą śledzić najstarszy, najszybszy, a zarazem najbardziej tradycyjny i dżentelmeński tenis na świecie! Po finał delektujmy się sportowymi wrażeniami znad londyńskiej trawy Wimbledonu.

Wimbledon to obecnie jedyny turniej wielkoszlemowy, rozgrywany na trawie. Nawierzchni w Polsce stosunkowo niecodziennej. Mało kto zatem pamięta, że w przeszłości nawierzchnię trawiastą posiadały wszystkie turnieje wielkoszlemowe: French Open do 1928 roku, US Open do 1975 roku, a Australian Open do 1988 roku. Tradycją Wimbledonu nadal pozostały barwy (zielony i fioletowy) oraz białe stroje sportowców. W odniesieniu do tenisistek używana jest na korcie forma "panna" (Miss) lub "pani" (Mrs). Tymczasem mężczyźni nie są tytułowani jako Mister. Zwyczajem są również opady deszczu, którego w tym roku życzymy w jak mniejszym udziale aniżeli tradycyjnych truskawek z bitą śmietaną, których rocznie na czas turnieju zużywa się w tonach owoców i tysiącach litrów kremówki. Na pierwszy tegoroczny występ w singlu oczekują: Agnieszka i Ula Radwańskie, Magda Linette oraz Jerzy Janowicz. W drodze kwalifikacji po tegoroczną tenisową koronę zmierzają Paula Kania i Michał Przysiężny. Paula niestety już odpadła, a wychowanek najstarszego klubu we Wrocławiu, właśnie przebrnął pierwszą rundę kwalifikacji. W 2013 rok, kariera Michała oderwała się niczym góra lodowa sukcesów z Antarktydy tenisa na najwyższym poziomie. Starty w głównej drabince trzech Wielkich Szlemów, w tym 2 runda Wimbledonu roztopiły wówczas uczucia wszystkich kibiców tenisa w Polsce. Dla zawodowego tenisisty udział w rozgrywkach tej rangi jest monumentem sukcesu. Świadectwem za którym stoi szczególna chęć zwyciężania. Wyrobiskiem po którym mocno wierzy się w swoje możliwości. Jutro czeka go kolejny mecz. Dzień zmagań bez zwątpienia w zwycięstwo.
Trzeba jednak zdać sobie sprawę jak przewrotny jest to sport. Jedyny jak dotąd finał polskiego tenisisty w turniejach ATP to deblowe mistrzostwo w Tokio. Wchodząc do turnieju jako szczęśliwi przegrani z kwalifikacji (wycofała się para z drabinki głównej) nikt nie przypuszczał, że zdobędą tytuł. W kontekście tych słów podeprę się zdaniem tenisowego guru, Andre Agassi w swojej autobiograficznej książce napisał „Przypominam sobie, jak wąski jest margines błędu na korcie tenisowym, jak niewielka przestrzeń dzieli wielkość od przeciętności, sławę od anonimowości, szczęście od rozpaczy.” Jeżeli oglądaliście film reżyserii Richarda Loncraine’a „Wimbledon” z pewnością nie spodziewaliście się tenisowej wirtuozerii, a relaksu z oglądania komedii romantycznej. Jest jednak coś to zatrzymuje wzrok widza na dłużej, a mianowicie znakomita gra aktorska! Wypracowany ładny styl poparty efektami specjalnymi w postaci wkraczania na plan piłki komputerowej. Niekiedy nakręcano 30 ujęć, by otrzymać jedno profesjonalne i udane. Profesjonalny tenisista w tych okolicznościach niemal w każdej akcji przeistaczałby się w maszynę do tworzenia Niemożliwego. Jakże zatem nie wpaść w zachwyt taką spektakularną grą. Na planie filmowym momentami akcja rozgrywa się bez piłki aby zdjęcia wyszły bardziej profesjonalnie. W zawodowym wydaniu piłki zwyczajnie czasami nie widać... z powodu niezwyczajnej szybkości jej zagrań. Jeżeli jeszcze nie widzieliście chorwackiego tenisisty Ivo Karlovicia, który bombarduje przeciwnika rekordową ilością 46 asów serwisowych w meczu. To podczas Wimbledonu będziecie mieli okazję doczekać się więcej spektakularnych widowisk tego kalibru. Nawierzchnia trawiasta należy bowiem do chluby tenisistów dysponujących atomem w ręce i precyzją w uderzeniu. W stawce zawodników nie brakuje rosłych, silnych i przebojowych rzemieślników. Fizyka gry jest tworem nacechowanym sprytem i ogromnym wysiłkiem. Paul Bełtany odtwórca głównej roli zdradził, że początkowy zachwyt z roli szybko minął, kiedy przyszło do morderczych treningów. Wcielenie się w postać wymagało bowiem trenowania pięć razy w tygodniu. Oprócz tego, trzeba mieć jeszcze instynkt zabójcy. Głos, bez którego nie przejdzie się wpisanych w karierę porażek. Złowieszcza natura, może wszak z jednego uderzenia wysłać Cię na banicję nie grania głównej roli w meczu. Jakie to wszystko wydaje się zbliżone do gry w filmie, a zarazem w jakim szczególnym charakterze zależy od powziętych wcześniej decyzji na planie filmowym czy korcie tenisowym. Film zdaje się zadawać widzowi pytanie co jest w życiu najważniejsze miłość, pieniądze, a może sława? Odpowiedzi poniekąd udziela i życie. To wszystko można zobaczyć na korcie, bowiem barwna wędrówka w pasję sportu staje się być wszystkim dla sportowca. Czym jest szczególnym? Żarem wznieconym motywacją gry, bez wpatrywania się w niebotyczną ilość pieniędzy i zdawałoby się przyjemność z podróżowania. Dla sukcesu trzeba wypić jednym tchem setkę ograniczeń i wielokrotnie zedrzeć skórę żmudnym treningiem. Kto w obliczu takiej codzienności przestał liczyć na pieniądze i sławę, zaczął wygrywać. Tenis niczym wyjątkowa kobieta, ma ukryty cel w sobie.

ubiegłoroczni finaliści Wimbledonu w singlu: Petra Kvitova i Novak Djoković
Niech do obejrzenia meczu z relacji londyńskiego Wimbledonu zachęcą Was dwa fakty. W ostatnim filmowym meczu widzimy scenę, która obejmuje cały plan i wygląda jakby została nakręcona jednym ruchem kamery. Żeby to uzyskać, nakręcono 36 osobnych ujęć, które połączono w taki sposób, aby stworzyć wrażenie upływu czasu. Teraz wyobraźcie sobie, że najdłuższy mecz tenisowy rozgrywany właśnie na kortach Wimbledonu trwał 11 godzin, a to jedynie płynna natura sportu z happy endem w tle.
Comments